Kwestia sukienki na komunię była zapewne poruszana w maju przez wiele kobiet, również przeze mnie. Wczoraj uczestniczyliśmy w tym wielkim święcie małego człowieka. Igor, bo o nim mowa spisał się na medal! Nawet pogoda odpuściła z tymi deszczami i zimnymi temperaturami, grzało piękne słoneczko.
Moja sukienka to prezent od mamy. Kiedyś szyła ją sobie dla siebie ale troszkę potem przytyła więc dostała się mnie, fajnie nie? :)) Jest bardzo wygodna w noszeniu. Krój i kolory teoretycznie wyszczuplające, niestety u mnie też przybyło kilogramów nadprogramowych więc efektu wyszczuplenia nie było. Ale z racji iż wesele już za trzy tygodnie to na plan pierwszy wysunęła się dietka więc powoli wychodzę na prostą :)
Swoją drogą jak przygotowywałam strój w sobotę i pogodynki w telewizji złowieszczo zapowiadały na niedziele deszcz i zimne temperatury zaczęłam szukać jakiejś marynarki pasującej do sukienki i niestety brak! Tak jak szewc w dziurawych butach chodzi tak u mnie w szafie jasnej marynarki nie ma. Odświeżyłam mój oversizowy płaszczyk po przeróbce i jakoś "dało radę". Ale teraz już wiem co jest na pierwszym miejscu kolejki szyciowej.
P.s. Pamiętacie tego posta o pracy? Wreszcie udało mi się znaleźć pracę, co więcej robię to co zawsze chciałam robić :)))
Iza